WSZELKIE PODOBIEŃSTWO OPISANYCH NIŻEJ ZDARZEŃ
DO OSÓB I WYDARZEŃ PRAWDZIWYCH
JEST CAŁKOWICIE PRZYPADKOWE
JA WYSOKI SĄDZIE KOMORNIKA SIĘ NIE BOJĘ
Pewien przedsiębiorca zakupił średniej wielkości przedsiębiorstwo branży spożywczej. Stwierdzenie zakupił nie jest raczej adekwatne. Nabył je nie płacąc ale przyjmując na siebie jego zobowiązania. Posiadana wiedza o poprzednim właścicielu dawała mu podstawy przypuszczać, że poprowadzi ten biznes zdecydowanie lepiej.
Wyprowadzanie z zapaści mocno zadłużonego podmiotu jest zadaniem bardzo trudnym i wymagającym wielkiej odporności psychicznej. Nie wystarczy po prostu zarabiać, trzeba zarabiać dwa razy więcej aby mieć na bieżące utrzymanie zakładu oraz spłatę zaległości. Wierzyciele nieustannie nachodzą przedsiębiorcę. Komornik stara się zabrać co możliwe, windykatorzy są agresywni, a firma musi kupować, produkować i sprzedawać.
W takiej sytuacji potrzebne jest wsparcie specjalisty od bezpieczeństwa biznesowego. Przyjąłem stanowisko wicedyrektora do spraw bezpieczeństwa. Do moich obowiązków należało, miedzy innymi, przeciwdziałanie windykacji prowadzonej w sposób niezgodny z prawem i zwalczanie innych form działania na szkodę firmy.
Pracy było sporo i ciekawa ale jedno wydarzenie szczególnie utkwiło mi w pamięci. Mieliśmy na terenie firmy donosiciela. Był to człowiek biedny i zadłużony. Zawiadamiał komornika o stanie naszego magazynu ilekroć pojawiała się w nim większa partia towaru. Otrzymywał za to korzystne warunki spłaty swojego zadłużenia. Komornik wkraczał wtedy jak na zawołanie i zajmował nam towar przygotowany do sprzedaży, uniemożliwiając tym samym funkcjonowanie przedsiębiorstwa.
Pewnego razu, gdy mieliśmy właśnie spore zapasy magazynowe pojawił się komornik. Miał chyba nieprecyzyjne informacje, bo nie przyjechał samochodem ciężarowym ale osobowym z przyczepą bagażową. Mieliśmy właśnie przerwę śniadaniową, wyszliśmy na dziedziniec cieszyć się pięknym wiosennym słońcem.
Stałem przy służbowym samochodzie z kubkiem pełnym mleka, jedynego trunku od którego jestem silnie uzależniony. Komornik wszedł ze swoim pomocnikiem do magazynu i powiedział; „O k...wa, przyjechaliśmy za małym samochodem. Do mnie zwrócił się; „Zabieramy to, to i to, proszę załadować na przyczepę”. Przykro mi, odpowiedziałem, ale nie mam wolnych ludzi, a ja nie mogę dźwigać. Popatrzył na mnie z obrzydzeniem i razem z pomocnikiem zabrali się do ładowania. Nie było to chyba ich ulubione zajęcie, bo szybko się zniechęcili. Komornik sięgnął do teczki i wyjął jakieś dokumenty. Później jeszcze bardzo długo przegrzebywał jej wnętrze, by w końcu zapytać, czy nie mam kalki.
Spojrzałem na niego wymownie bez otwierania ust, a on odpowiedział; „Rozumiem, napiszę przez tę co mam”. Gdy skończył pisać podsunął mi dokumenty i poprosił o podpis. Odpowiedziałem , że nie reprezentuję firmy na zewnątrz i nie mam prawa podpisywania dokumentów, a właściciela nie ma.
Komornik odpowiedział; „Nie szkodzi, nie musi pan, proszę to jednak przekazać właścicielowi”. Obiecałem, że przekaże i zapytałem, czy opieczętuje pozostały w magazynie towar. Komornik odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby. Wsiadając do samochodu zamiast słów pożegnania krzyknął; „Ja tu jeszcze wrócę!” , co zabrzmiało jak groźba.
Obejrzałem otrzymany dokument z różnych stron i pod światło. Ni jak nie mogłem przeczytać co komornik zajął, a co zabrał na przyczepę. Generalnie kalkowa kopia była nieczytelna. Niczego też nie opieczętował. Zatelefonowałem do właściciela żeby zdać sprawę z tego co się stało i zapytać, czy robimy wysyłkę do klienta tak jak było zaplanowane , bo właśnie przyjechał samochód.
Przedsiębiorca zapytał mnie o ocenę sytuacji. Powiedziałem, że komornik niczego nie opieczętował i nie sporządził żadnego dokumentu świadczącego o zajęciu, a towar do klientów musimy wysyłać, bo przecież z tego żyjemy.
Pracownicy załadowali TIR-a tak szybko, jak szybko jeszcze nigdy nie załadowali niczego. Uścisnąłem prawicę kierowcy i ruszył w trasę. Ja podszedłem do samochodu na dachu którego stało moje niedopite mleko i zacząłem sączyć je z upodobaniem.
W pięć minut po odjeździe TIR-a na podwórko wpadł samochód komornika, a za nim wtoczyła się jakaś ciężarówka. Komornik wszedł do magazynu i powiedział; „O k..wa, nie ma towaru”. Zapytał mnie co się stało z towarem z magazynu. Odpowiedziałem grzecznie, że to co zwykle dzieje się z towarem w zakładzie produkcyjnym. Został sprzedany. Komornik poczerwieniał na twarzy i powiedział; „Spotkamy się w sądzie!”. Służę uprzejmie, odpowiedziałem i wypiłem ostatni łyk mleka.
Za jakiś czas przyszło wezwanie do sądu. Wraz z moim pracodawcą byliśmy oskarżeni o przestępstwo przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, wyjęcie spod zajęcia komorniczego. Prokurator odczytał akt oskarżenia. Sędzia zapytał mnie co mam do powiedzenia w tej sprawie. Odpowiedziałem, że nic nie wiem o zajęciu, a jedyny dokument jaki otrzymałem w tym dniu od komornika mam przy sobie i proszę o dołączenie do akt sprawy.
Sędzia wziął podaną kartkę i patrzył na nią przez dłuższą chwilę, później obrócił do góry nogami, chwilę oglądał i spojrzał też od tyłu. „Panie prokuratorze , czy może pan podejść do mnie i powiedzieć czy znany jest panu ten dokument?”
Prokurator podszedł, popatrzył na papier i powiedział, "to jest protokół zajęcia". „A może mi pan powiedzieć czego? Czy pan potrafi przeczytać ten dokument?” Prokurator odpowiedział, że nie potrafi przeczytać treści tego dokumentu. „To o co pan wnosi?”
Prokurator wrócił na swoje miejsce i powiedział; „Wnoszę o bezwarunkowe umorzenie postępowania wobec pana Wojbora Śladnika oraz warunkowe umorzenie postępowania wobec Przedsiębiorcy pod warunkiem wpłaty równowartości wywiezionego towaru na konto komornika do dnia .........”
Sąd wydał postanowienie o treści zgodnej z wnioskiem prokuratora, a kosztami postępowania obciążył Skarb Państwa.
Na koniec już prywatnie sędzia mnie zapytał; „Dlaczego pan to zrobił?”
Bo ja Wysoki Sądzie komornika się nie boję , taka praca...
Autor: Wojbór Śladnik
wywiad gospodarczy , windykacja należności , sprzedaż kupno długu , bezpieczeństwo biznesu , ochrona dłużnika